I stało się

Po 4,5 roku zabrałam swoje graty i oddałam klucz do Pasi 😱 Trochę dziwnie, trochę smutno bo to był dla nas obojga wspaniały czas – Djimmer był zawsze niczym pączek w lukrze (podobnie jak pozostałe konie) – niczego mu nie brakowało i mi też no i mocno zżyliśmy się z “pasikońską społecznością”, że tak to ujmę. Oczywiście mamy do siebie rzut beretem i to nie jest takie dramatyczne, filmowe pożegnanie – przed nami wiele wspólnych planów 😃

No ale właściwie czemu zdecydowałam się zabrać konia, zabrać mu te ogromne pastwiska, kumpli i zrezygnować z luksusu jakim jest niewątpliwie możliwość spania do późna w niedzielę? Odpowiedź jest oczywiście banalna – chciałam mieć go przy sobie, wychodzić codziennie rano z domu i mówić mu dzień dobry. A, że z jazdą konną mi nie po drodze, a ze sportem to już w ogóle to doszłam do wniosku, że wystarczy miejsca na mojej działce na Djimmera i “coś” do towarzystwa. A, że potrzeba znalezienia towarzysza nieco pokrywała się z moją potrzebą posiadania jednorożca z bajki to wiadomo było jak to się skończy. Zatem Djimmer zamienił krainę wielkich jezior na las – póki co oba kucyki wyglądają na zadowolone, chociaż bałam się bo las jest miejscami bardzo gęsty, wręcz klaustrofobiczny dla koni. Ostatnimi czasy jestem mocno zafascynowana naturalnymi metodami chowu więc kopytka żyją sobie wolnowybiegowo -wobec tego nawet nie ma przy nich aż tak wiele pracy. Bałam się, że będą marzły ale gdzie tam – ostatnio nawet jak zacinał grad to odwróciły się doopami tyłem do wiatru i tak stały na otwartej przestrzeni. Jedyny problem póki co jest taki, że ciągle są oblepione żywicą z drzew ….. Ale za to jaką mają doskonałą gimnastykę jak się ganiają pomiędzy! No ale o tym jak przeorganizowałam życie tym biednym koniom innym razem 😃

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *